piątek, 23 sierpnia 2013

Rozdział I




Ciało ciemnowłosej i nieznanej chłopakowi dziewczyny bezwładnie spoczywało na jego barkach. Śpi już prawie ponad dobę, a przed nimi jeszcze kawał drogi. Spojrzał przed siebie na nieprzemierzone pustkowia. Ani żywej duszy.
- Czas na odpoczynek. – Szepnął cicho i ułożył delikatnie jej ciało obok siebie. Słyszał jak ciężko oddycha, widział jak wiele wysiłku kosztuje ją uniesienie klatki piersiowej, by przyjąć do płuc chociaż odrobinę powietrza. Jej usta lekko drżały.
Rozpalił ognisko i przyjrzał się swojej towarzyszce. Jej twarz przybrała błogiego wyrazu. Z wielu ran nadal jeszcze sączyła się krew. Był świadom ryzyka jakie podejmuje, zatrzymując się już tutaj, jednak został zobowiązany udzielić jej pomocy. Rozkaz był jasny – dostarcz ją żywą. I pewnie, gdyby nie to patrzył by teraz spokojnie jak zionie ducha. Spojrzał w stronę, z której przybyli, po czym rzucił okiem na Oyanę. Opatrzył wierzchnie obrażenia, a na te głębsze użył troszkę chakry by ciało regenerowało się szybciej. Zmył z niej krew korzystając z wody pitnej, którą miał przy sobie. Surowym okiem ocenił swoje postępy, dziewczyna wyglądała znacznie lepiej, lecz nadal pozostała w głębokim śnie. Budź się szybciej, nie będę cię wiecznie wlókł – przeklął jej nieprzytomność, choć doskonale zdawał sobie sprawę, że z tymi ranami jej sen może potrwać jeszcze sporo czasu.
Po prawie 48-godzinach bez snu, czuł się strasznie ociężały i bardzo zmęczony, wiele godzin na nogach, dziesiątki przemierzonych kilometrów i to jeszcze z bagażem, spojrzał wymownie na ciało dziewczyny. Tak, jest bardzo młoda, dokładnie jak powiedział mu jego przełożony, nikt mu niestety nie powiedział, że nieprzytomna będzie aż tak ciężka!
 Obserwując spokojnie ognisko bardzo powoli zamknął senne powieki i zasnął.
Gdy się przebudził była już noc, poczuł nieprzyjemne ziarenka piasku, które zgrzytliwie przesuwały się po jego zębach. Uniósł się leniwie na jednej ręce i splunął w ziemie, zatrzymując w ustach przekleństwa. Otworzył leniwie powieki, minęło kilka sekund nim oczy dostarczyły impuls do mózgu.
- Ohayo. – wpierw dotarł do niego kobiecy głos, był żywszy niż słyszał go ostatnim razem. Zza wysokich płomieni nie widział jej dokładnie, ale wydawała się być smutna, jakby pogrążona w głębokiej nostalgii.. Nie mógł przecież wiedzieć, że toczy ze sobą wewnętrzną walkę, czy powinna uciec… bardzo chciała to uczynić, lecz nie mogła, zobowiązała się do tego, jest dumną kobietą, nie da zbezcześcić swojego honoru.
Chłopak podniósł się do siadu, by znad płomieni lepiej przyjrzeć się dziewczynie. Wyglądała ku jego zaskoczeniu całkiem zdrowo, a przecież nie tego się spodziewał… powinna nadal umierać na ziemi, gryząc piach tak jak on!
- Możesz spać dalej, dopilnuje ognia. – powiedziała surowo. Zero uprzejmości, zero wrogości – zachowała całkowitą neutralność, co nawet mu się spodobało.
- Uhm … - jego odpowiedź była tylko leniwym pomrukiem, który Oyana usłyszała pomiędzy trzaskaniem płomieni. Wpatrzona w ogień próbowała wykorzystać jak najwięcej ciepła z ogniska, które przyjemnie lizało jej policzki.
Chłopak wstał i przeciągnął się szeroko rozpościerając ramiona, to była jedyna chwila w której Oyana mogła przyjrzeć się swojemu towarzyszowi. Był całkiem postawny, odsłonięta klatka piersiowa całkiem pasowała do przystojnej twarzy. Nie pozwoliła sobie, aby przyłapano ją na szczegółowych oględzinach, więc szybko uciekła wzrokiem w hipnotyzujące płomienie.
Mężczyzna wziął w garść sporą ilość piasku i leniwie rozsypał go na ogień, który szybko zgasł. Oyanę przeszył dreszcz, gdy tylko dosięgnął jej chłód nocy. Jakby nie patrzeć, była ubrana tylko w jakąś podziurawioną szmatę. Przyłapała ciemnowłosego na przyglądaniu się jej, gdy tylko ich spojrzenia się spotkały, otuliła się ramionami na co on chytro się uśmiechnął, wiedział, że marznie choć nic z tym nie zrobi… uciekła przed jego wzrokiem i naburmuszona jego ignorancją i chamstwem, spytała:
- Dokąd się wybieramy?
- Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie. –Zauważył, że dziewczynie nie spodobały się jego słowa, jednak nic nie powiedziała, tylko wstała i zabrała plecak, który leżał obok niego.
- Mogę się chociaż dowiedzieć, jak masz na imię? – nutka nadziei w jej tonie bardzo go rozbawiła… Oj Oyana, jeszcze wiele się musisz nauczyć, bardzo wiele. Uśmiechnął się i spojrzał głęboko w jej oczy przeszywając jej serce na wskroś, wydawało mu się, że przez ułamek sekundy mógłby czytać z niej jak z otwartej książki… Oyana otworzyła lekko usta ze zdziwienia, pierwszy raz w życiu zadziałał tak na nią mężczyzna.
- Bez zbędnych pytań, taka była umowa, na którą się zgodziłaś, mylę się? – odpowiedział, a jego twarz została bez wyrazu, dziewczynę lekko to przeraziło i zdenerwowało… mężczyzna dostrzegł w jej oczach płomienie, które chciały go dorwać i spalić żywcem… kolejna rzecz, która go rozbawiła, lecz tym razem postanowił to zachować dla siebie.
***
Przez kolejne kilka godzin Oyana nie odezwała się słowem do swojego towarzysza, nie miała ochoty rozmawiać z tak nadętym gburem z jakim przyszło jej przebywać, bądź co bądź miała u niego dług… prawdopodobnie uratował jej życie. I właśnie to najbardziej jej przeszkadzało… jaki ma w tym cel? Co z nią będzie?
Nastał już ranek, a ona i osoba której nie znała przemierzali właśnie jakieś leśne tereny,  bardzo się tutaj podobało. Jest tak świeżo i przyjemnie, las zawsze był dla niej domem, skupiskiem bogactw i spokoju.
Usłyszała jakiś szmer w krzakach po lewej stronie, nie był to ptak, lis ani żadne inne zwierzę, rozpoznałaby je. Przystanęła na chwilę by wsłuchać się bardziej, po kilku krokach chłopak uczynił to samo.
- Co ty robisz? – spytał z wyrzutem – Jeśli chcesz iść w krzaki to ja nie będę długo czek…
- Ciii –przerwała mu, przykładając wskazujący palec do ust i rzuciła znaczące spojrzenie na miejsce, z którego słyszała szmer.
Chłopak chwycił rękojeść katany, której wcześniej nie zauważyła i kiwnął twierdząco głową.
- Wyłaź stamtąd! – rozległ się jego krzyk, na który odpowiedziały tylko ptaki.
Po chwili, która trwała tylko kilka uderzeń serc, drogę zastąpił im dość niski mężczyzna, o szarych spiętych włosach i według Oyany śmiesznych okrągłych okularach.
- Sasuke, nie ładnie tak wystawiać do wiatru własnego mistrza. – rzucił w stronę jej towarzysza chytry uśmieszek. Oyana rozpoznała ten głos, słyszała go kilka razy, gdy była więziona.
- Już nie jest moim mistrzem i dobrze o tym wiesz, Kabuto. –zagrzmiał jak burza – a teraz jeśli chcesz przeżyć, zejdź mi z drogi!
-Hahaha, - poprawił swoje okulary- Sasuke, powinieneś wiedzieć, że ja nic od ciebie nie chce, jesteś wolny… ale jej – wskazał palcem na dziewczynę – nigdzie nie puszczę.
Oyana zmierzyła Kabuto i złożyła ręce na piersi.
- Ona jest moja. – głos Sasuke, aż ociekał jadem.
- Hola, hola, panowie – odezwała się, mierząc oboje spojrzeniem – chyba sama wiem, do kogo należę, a wierzcie mi, że do nikogo… przykro mi, panie nadęty gbur – spod wachlarza rzęs obdarzyła spojrzeniem swojego towarzysza i wysłała mu ledwie dostrzegalny uśmieszek. Skinął lekko głową.
- Nadęty gbur? – spytał Kabuto. – Sasuke jest wiele określeń na twoją egzystencję z przerośniętym ego, ale tego nie słyszałem, muszę to gdzieś zapisać. – zaśmiał się ohydnie, Oyanę przeszły ciarki i  zrobiło jej się niedobrze.
- No i odezwała się istota, która sądzi, że swoją głupotę ukryje pod wielkimi brylami – zaśmiała się – matka naprawdę musi cię nie kochać, skoro sprawiła ci takie okulary…
Kabuto poczerwieniał ze złości.
- Słuchaj dziewczynko – mówiąc to podszedł do niej na odległość ramienia – mojej mamy w to nie mieszaj, ja swoją przynajmniej znałem – spojrzał w oczy Oyany, tak, trafił w jej czuły punkt… w jej oczach zapaliły się płomienie. Dziewczyna pohamowała łzy wściekłości, które bardzo usilnie próbowały wydostać się na wolność i skompromitować ją przed wszystkimi. Gdy dostrzegła błysk satysfakcji w czarnych oczach swojego przeciwnika, gniew z niej uleciał.
- Skończ to – szepnęła cicho i spojrzała w ziemię, przerywając tym samym kontakt wzrokowy i odsuwając się kilka kroków w tył.
Kabuto nie rozumiał, tak łatwo uraził kobietę, której tak bardzo pożąda Orochimaru? To śmieszne…
Nagle poczuł jak do jego szyi przylega ostrze kunaia i otworzył szeroko oczy ze zdziwienia. Oyana uniosła głowę do góry i tym razem to w jej niebiesko zielonych oczach malował się triumf. Ksou, szczwana bestia, pomyślał wpatrując się w przebiegły uśmieszek kobiety, sprowokować i dać się złapać… nie doceniłem jej.
Oyana była z siebie dumna i poniekąd też ze swojego towarzysza, który zrozumiał jej intrygę. Radość ją wręcz rozpierała, do czasu aż na ustach Kabuto nie pojawił się promienny uśmiech.
- Przechytrzyłaś mnie… moje gratulacje. Szkoda tylko, że nie jesteś jeszcze dobra w te klocki. – rzekł i zniknął w głębi dymu, a w jego miejscu pojawiła się kłoda. Sasuke nie wydawał się specjalnie zaskoczony.
Tym razem to Oyana poczuła chłód ostrego metalu drażniącego jej skórę u szyi.
Długo nie zwlekała. Wymierzyła uderzenie z łokcia w brzuch i szybko wywinęła się z śmiercionośnego uścisku. Stanęła obok Sasuke. Ich przeciwnik znów poprawił swoje okulary.
- Dobra, dosyć tego… ją zabiorę ze sobą, a ciebie Sasuke, zabiję… rozumiesz?!
Chłopak na te słowa tylko zaśmiał się cicho, co rozpoczęło starcie, Kabuto cisnął kunaiami w dziewczynę i chłopaka, Oyana nie miała tyle sił co on, nie wszystkie jej rany jeszcze się zagoiły. Zrobiła trzy uniki, lecz ból stał się zbyt nieznośny na czwarty unik. Kunai wymierzony w jej ramie trafił w Sasuke, który stanął przed nią i przyjął na siebie cios. Warknął tylko, chwycił się za lewe ramię gdzie ugrzęzło ostrze i szybkim ruchem pozbawił się go, powiększając przy tym krwawiącą ranę. Spojrzał na dziewczynę, która znalazła się już za usatysfakcjonowanym Kabuto.
- Oya, łap! – krzyknął i rzucił w jej stronę wyciągnięty z swojej ręki kunai. Dziewczyna wdzięcznie przechwyciła go i wbiła dość dogłębnie w ramie swojego przeciwnika.
- Ksou! – przeklną, gdy druga broń wbiła się w jego klatkę piersiową pozbawiając go przy tym tchu… - jeszcze mnie – zaczerpnął głęboko powietrza, niczym ryba bez wody – popamiętacie.
Skończył i zniknął.

piątek, 16 sierpnia 2013

Prolog.



Absolutna ciemność i cisza. W kącie słychać jedynie krople spływającej z niewiadomego źródła wody, która wdzięcznie dołącza do zapewne coraz obszerniejszej kałuży. Zapach mokrego kamienia dostaje się do nozdrzy dziewczyny siedzącej na kolanach pośrodku nicości.

- Oyana? – słyszy swoje imię, lecz nie wie skąd pochodzi głos.

- Czego chcesz?! – Odwarknęła zajadle i próbowała wstać na nogi, po raz kolejny nieskutecznie. Ból w każdej części ciała nie pozwalał jej się poruszać, a łańcuchy, którymi ktoś skrępował jej ręce, boleśnie wżynały się w nadgarstki. Dziewczyna zaczynała tracić nad nimi władze, ile to już godzin znajdują się nad jej głową? Nie potrafiła odpowiedzieć. Hamując nieustępliwe łzy, zagryzła boleśnie dolną wargę i zwiesiła głowę.

- Ciebie.

Na dźwięk zgrzytliwego głosu przeszedł ją dreszcz. Ignorując ból krzyknęła w ciemność:

- Już bardziej mieć mnie nie możesz! – na podkreślenie swoich słów poruszyła kajdanami, które nieprzyjemnie zabrzęczały, pozostawiając w pomieszczeniu dziwną aurę.

- Mylisz się, moja droga… mam Cię fizycznie, a ja pragnę czegoś więcej, czegoś bardziej dogłębnego…

- Jeśli sądzisz, że się w tobie zadłużę, to zapomnij, psie! Nie masz nawet jaj, by pokazać mi się na oczy, ukrywasz się jak totalny tchórz. Sądziłam, że stać na więcej człowieka, który kazał mnie tutaj zamknąć. – Oyana z trudnością hamowała gniew, chociaż wiedziała, że nie jest w stanie nic zrobić, jej bezsilność wprawiała ją w rozpacz, a najgorsze co mogła zrobić w takiej sytuacji to załamać się.

- Nie – po pomieszczeniu rozniósł się szyderczy śmiech – chcę twojej mocy.

- Jakiej mocy? Co ty chrzanisz? Nawet nie jestem Shinobim, głupi darmozjadzie. Skoro już wyjaśniliśmy sobie tę kwestę, możesz mnie stąd najzwyczajniej w świecie wypuścić! – znów zaczęła się szarpać z metalowym ustrojstwem. 

- Widocznie wiem więcej o tobie, niż ty sama, drogie dziecko. Jeśli chcesz się dowiedzieć czegoś o swojej przeszłości, musisz zacząć współpracować …

- Bo inaczej znów mnie uderzysz i nawet nie znajdziesz w sobie krzty odwagi by patrzeć mi przy tym w oczy? Tak, znam już to. Jesteś plugawym, żałosnym śmieciem, bezczeszczącym te ziemie swoim cuchnącym odorem.

W stronę dziewczyny został wymierzony policzek, który przyjęła z cichym jękiem. W ustach poczuła metaliczny smak krwi i strasznie zapiekł ją policzek. Ile jeszcze zniesie?

- Mnie śmiesz nazywać plugawym śmieciem? Czy to ja od urodzenia krzątam się po ulicach żebrząc o jedzenie i jakiś marny psi gorsz? Czy to ja zabijam po to by móc przeżyć kolejny dzień? Tak słońce… słuchaj tego .. – Oyana zazwyczaj znosiła zniewagi z pokorą i spokojem, lecz tym razem jej krew wrzała – skoro twierdzisz, że nie masz mocy, to skąd umiejętność rzucania kunaiami, skąd umiesz walczyć?!

- Nic ci już nie powiem.  – wypowiedziała smutno w ciemność.

W jej dłoń wbił się kunai, a od ścian echem odbił się donośny krzyk. Krew spływała z jej ręki, wtapiając się w rytm kapiącej wody. Po policzkach Oyany stróżką spłynęły gorzkie łzy, usłyszała świst wyrzuconego shirukena i nim zdążyła wykonać unik, przeciął on dość dogłębnie jej policzek, kolejny pocisk wbił się w jej bok. Traciła coraz więcej krwi, powoli nie odczuwała bólu… wydawał się on jej dość zabawny. Uśmiechnęła się tracąc zmysły i siły, lecz postanowiła więcej nie prowokować oprawcy.

Znów zapadła nieprzyjemna cisza, do niej wtórował tylko dźwięki kropel brutalnie spotykających się z ziemią. Oyana, mimo że nic nie widziała, czuła jak jej oczy zachodzą mgłą… to już koniec, pomyślała. 

Do jej uszu dotarł dźwięk uderzenia, już chciała krzyknąć po raz kolejny na skutek piekącego i przeszywającego wskroś bólu, gdy dotarło do niej, że nic się jej nie stało. Uniosła głowę, chciała dojrzeć w ciemnościach co to było, jednak nic nie zobaczyła. Usłyszała dźwięk zapalnego światła, jednak nadal wokół niej panowała ciemność.

- Wierzę, że jesteś prawdomówną kobietą, jeśli chcesz się stąd wydostać musisz mi obiecać, że bez żadnych sztuczek udasz się ze mną do miejsca, którego nie znasz, żadnych zbędnych pytań, żadnych ucieczek do czasu, aż nie dotrzemy na miejsce, jasne?

Dziewczyna spoglądała w stronę wydobywającego się głosu, należał on do mężczyzny, niski ton przyprawił Oyane o dreszcze… nadal nie widziała swojego rozmówcy. Była bezsilna.

- Hai. – szepnęła słabo, zgodziła by się na wszystko byle już więcej nie czuć tego okropnego bólu.

- Nie ruszaj się – nakazał – może troszkę boleć.

W momencie wypowiadania ostatnich słów, dziewczynę przeszył okropny ból w boku, domyśliła się, że mężczyzna wyciągnął shurikena, który wbił się w jej talię. Skowyt który z siebie wydała przyprawił chłopaka o nieprzyjemny dreszcz. Nie wrzeszcz – pomyślał – nie zniosę krzyku kobiety.

Oyana poczuła dotyk z tyłu głowy i szybko uciekła od dziwnego ciepłego uczucia.

- Ciii…. – ukoił ją męski głos – chcę Ci pomóc.

Dziewczyna ujrzała światło, które ją oślepiło i na chwile przy mroczyło. Zakręciło jej się w głowie, minęło kilka chwil nim całkowicie doszła do siebie. Spojrzała przed siebie, znajdowała się w małym pokoju zbudowanego z kamienia. Na podłodze leżał jakiś mężczyzna w długich, czarnych włosach, które całkowicie zasłaniały mu twarz, spod kosmyków włosów, dojrzała tylko dziwny wężowaty, fioletowy język. Nad nim przykucnął, jak się domyśliła jej wybawca. Ciemnowłosy chłopak, o oczach tak czarnych, że mogłoby wydawać się, iż pochłonęły burzowe niebo. W ręce spoczywała czarna, szeroka wstążka, prawdopodobnie to ona przysłaniała jej oczy. Wyciągnął z kieszeni leżącego klucz i wolnym, spokojnym krokiem podszedł uwolnić dziewczynę z kajdan. Ta po odpięciu drugiego żelastwa, stoczyła się w jego ramiona, bezsilna, ale przytomna.

- Obiecaj, że będziesz mi posłuszna nim dotrzemy do celu… - Oyana półprzytomnym, ale błagalnym wzrokiem wykonała ledwie zauważalny gest głową wyrażający zgodę – ja obiecuję, ze nic ci nie zrobię.

Ciemnowłosa dziewczyna zdążyła tylko odwdzięczyć się uśmiechem i zemdlała w ramionach mężczyzny. Teraz jej się przyjrzał, delikatna twarz o bardzo ostrych rysach twarzy, nawet nieprzytomna wydawała się zdeterminowana. Spojrzał w miejsce, gdzie klęcząc spędziła kilka dni, kałuża krwi miała wielkość prawie 1,5 metra. Ile musiałaś się nacierpieć? – spytał się w myślach. Przewiesił bezwładne ciało dziewczyny na plecy i ruszył w stronę drzwi.